piątek, 16 maja 2014

Magia Krakowa

Kraków. Już bardzo dawno temu uległem magii tego miejsca i słowom o zaczarowanej dorożce, zaczarowanym dorożkarzu i ... co tam jeszcze było ? a no tak ... zaczarowany koń.

Był czas, kiedy służbowo, przynajmniej raz w tygodniu byłem w Krakowie. O ile tylko czas pozwalał, uciekałem w labirynt starych uliczek szukać tego czegoś, co było nieuchwytne, a takie bardzo krakowskie. Jak wyglądało moje pierwsze spotkanie z Krakowem ?  Tekst jest przydługi, więc jeżeli drogi czytelniku znudzisz się nim w połowie, przerwij i zajrzyj na blog Kamili Pawelskiej, gdzie znajdziesz zwyczajny a zarazem wspaniały Kraków, malowany jej fotografiami. Polecam: przedsiebieprosto.blogspot.com :)


MOJE PIERWSZE  SPOTKANIE Z KRAKOWEM

Tyle się nasłuchałem o tym "czymś"
Co niby szary duch, niby czarodziejski dym
Unosić się miało uliczkami Grodu Kraka.


Tyle westchnień, słów zachwytu
Wizji, ubarwień, kolorytu
W ustach tych, którzy podobno widzieli w tę noc
Zaczarowana dorożkę, zaczarowanego dorożkarza i ...
Co tam jeszcze było ? A ... koń !

Tak więc pełen nadziei, że będzie mi dany
Zaszczyt poczucia, dotknięcia, przekroczenia bramy
Niczym Holmes, niczym pies gończy
Biegałem, węszyłem grodu starego ulicami.

 W biegu tym zatraciwszy się zupełnie
A z każdym krokiem wątpliwości coraz większe
Zmęczony, zły, pełen rozczarowania
Usiadłem zrezygnowany, gdzieś na ławeczce, na Plantach.

Myślałem :

"... no i gdzież jest ta nieuchwytna aura
Ten czarodziejski klimat, ten sen i bajka"
Myślałem : "...po cóż mi w ogóle ta cała wyprawa".

Na ławeczce, naprzeciw, starsza Pani usiadła
Śmieszny ratlerek na jej kolanach się układa
A w jej twarzy coś znajomego, niczym uśmiech babciny
Pachnący ciastem, kubkiem kakao, powidłem z żurawiny.

Pan nie tutejszy ?
Wiem, wiem nie moja sprawa
Ale kiedy żółcienie się tak pięknie żółcą
I wiosną zieloną śmieje się trawa
Tak bardzo chce się po prostu z kimś porozmawiać.

Byłeś pan może na Floriańskiej Bramie ?
Tam, gdzie świat cudny na płótnach malowany
Gdzie, nie chwaląc się wcale
Portret młodości mojej znajdziesz pan między inne schowany.

Jeśli pan z Babcią
Spacerować nie będziesz się wstydził
Zapraszam na przechadzkę z moją Żabcią
Dlaczego poszedłem ?
Sam nie wiem, jak długo jeszcze będę się dziwił.

Minęliśmy Rondel, a ona spytała
Czym słyszał kiedy o tym Marcinie
Co nabiwszy garłacza guzem od żupana
Strzela ku dowódcy wojsk obcych, a ten trafiony ginie.

Przeszliśmy Bramę.
Spójrz mój Złociutki na owe cuda
Wzdychając, wskazuje mi kolorowe płótna
W tych płótnach miasta zaklęta jest dusza
Spójrz na te malowaną kamieniczkę, jakżeż ten kot okiem do nas mruga
.

Na krzesełku tuż obok, Smutny Pan sobie siedzi
Czarny beret, kapota, okulary, długa broda
Całując ręce, do mej przewodniczki mówi :
Bonjour, Mon Amie, jak się dzisiaj czujemy moja droga ?

Tu przez chwil parę francuskim się darzą
Żabcia na mych butach ucięła sobie drzemkę
W słońcu na kocich łbach wróble gwarzą
Smutny Pan z uśmiechem całuje Babci rękę.

 Poczym moja Znajoma prowadzi Floriańską :
Ach, gdyby te mury mogły mówić
O monarchach, posłach, którzy drogą zmierzali królewską
Opowiedzieć by mogły, lecz po co wspomnienia budzić.

Tyle tu ludzi, tyle ciekawych miejsc
Matejki dom - mistrza Jana
Ktoś za kimś próbuje biec
Zapachem kawy kusi Michalika Jama.

Ludzi mnóstwo, tłum wokół gęstnieje
Wszystek ku Mariackiemu, ku hejnałowi ciągnie
Przedzierać niemal się trzeba, niczym przez knieję
Moja Znajoma zaś w boczną uliczkę mnie wiedzie.

Zapraszam Złociutki na filiżankę herbaty.
Czwarte piętro, drzwi rzeźbione
A za drzwiami zupełnie inny świat wspaniały
Wszystko niczym w czasie, niczym w kadrze, zatrzymane.

Tysiącami iskier słońce tańczy w żyrandolu pereł
Twarze ze ścian dumnie wzrokiem mierzą
Na kredensie, podłodze, gdzie bądź, książek leży wiele
Dwa łabędzie tańczące pod wysoką wieżą.

Odbite w żyrandolu złote skry słoneczne
Ożywiają tłum zebrany u stóp Ratusza
Krakowskich mieszczan, chłopstwa, któż wie kogo jeszcze
Który chłonie, pije słowa nadziei z ust Naczelnika Tadeusza.

Na innym zaś płótnie, piękne dziewczę
U stóp wieszcza Adama karmi srebrne gołębie
Rysy znajome, tak piękne, podkreślone rumieńcami
Zdaje się słychać, jak gołębie gruchają, jak trzepoczą skrzydłami.

Gospodyni na balkon cienisty zaprasza
W chińskiej porcelanie chlupocze herbata
Tymczasem od Mariackiego płynie hejnał po krakowskich dachach
Po srebrzystych, po rdzawych, pośród balkonów tonących w kwiatach.

Starsza Pani wyciąga album starych zdjęć pełen
Twarze ludzi wielkich i tak opowieści wiele
Każde zdjęcie, to historia, rzeczywistość, cały życia kawał
Tu pogrzeb, teatr, dyskurs uczony, a tam karnawał.

O wszystkim tym opowiada
To z łezką w oku, z nostalgią
To znów ciepły uśmiech doda
Widać, że momentami Ją wspomnienia przykre gnębią.

Gdy wreszcie pustymi już popołudniem szedłem ulicami
Oczyma wyobraźni widziałem te sceny
I dopiero teraz wydawało mi się czasami
Że czuję, że wiem, gdzie szukać mam tej aury, tej krakowskiej atmosfery.

Czym że by były stare krakowskie uliczki
Bez tych ludzi tak obcych, a tak bliskich
Komu miałby tak wspaniale gotować Wierzynek ?
I czy bez kwiaciarek byłby wesoły Rynek ?

I kiedy następnym razem zawitam do Grodu Kraka
Nie będę już gonił niczym wariat wariata
Usiądę gdzieś, może na Plantach
I gdy kogoś wypatrzę, spróbuję powiedzieć :

Czy mogę z Panią / Panem porozmawiać
Bo kiedy żółcienie się tak pięknie żółcą
I wiosną zieloną śmieje się trawa
Tak bardzo chce się po prostu z kimś porozmawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz