Na rozdrożu dróg, wśród czerwonych maków
Gdzie zmęczony życiem dotarłem w piątek
W kapliczce starej, nadgryzionej zębem czasu
Czekał na mnie zmartwiony, drewniany Świątek.
Gdzie zmęczony życiem dotarłem w piątek
W kapliczce starej, nadgryzionej zębem czasu
Czekał na mnie zmartwiony, drewniany Świątek.
Pomarszczona twarz, ogolona wiatrem
Oczy mądre, w horyzontu kres wpatrzone
W kapocie pranej wiosennym deszczem
Przysiadł na ławie, ku nicości pochylonej.
Oczy mądre, w horyzontu kres wpatrzone
W kapocie pranej wiosennym deszczem
Przysiadł na ławie, ku nicości pochylonej.
Nad czym tak dumasz święty Ojczulku ?
Czym się martwi twe drewniane serce ?
Co sprawiło, że zastygłeś w świętym bezruchu ?
Czy można jakoś zaradzić dręczącej Cię rozterce ?
Czym się martwi twe drewniane serce ?
Co sprawiło, że zastygłeś w świętym bezruchu ?
Czy można jakoś zaradzić dręczącej Cię rozterce ?
Pytań śmiało upartych miałem znacznie więcej
Zamilkłem jednak, zniechęcony świętym milczeniem
Za drogę przebytą, pacierz wyszeptałem w podzięce
I prośbę by los na Ojczulka i na mnie miał baczenie.
Zamilkłem jednak, zniechęcony świętym milczeniem
Za drogę przebytą, pacierz wyszeptałem w podzięce
I prośbę by los na Ojczulka i na mnie miał baczenie.
Czy mi się zdało, czy faktycznie na tą prośbę
Święte zmarszczki lekko zadrgały w uśmiechu
A może to zachodzące słońce śląc dobrą wróżbę
Promieniami ostatnimi dodało zmarszczkom ruchu.
Święte zmarszczki lekko zadrgały w uśmiechu
A może to zachodzące słońce śląc dobrą wróżbę
Promieniami ostatnimi dodało zmarszczkom ruchu.
Za świętym przykładem, podumać usiadłem
Spojrzałem na mapę szlaków już zdeptanych
Szukając odpowiedzi, gdzie jeszcze nie jadłem
Z talerza pytań odważnych a dziwnie niezadanych.
Spojrzałem na mapę szlaków już zdeptanych
Szukając odpowiedzi, gdzie jeszcze nie jadłem
Z talerza pytań odważnych a dziwnie niezadanych.
Tak zastał mnie zmrok i noc gwiazdami usłana
Pełna snów całkiem pogmatwanych
Męczących duszę wspomnieniami do rana
Z przeświadczeniem końca czasów dawnych.
Pełna snów całkiem pogmatwanych
Męczących duszę wspomnieniami do rana
Z przeświadczeniem końca czasów dawnych.
Mokry od rosy poranek, zmył smutki mojej duszy
Dał poczucie spokoju i sytości drogą
Uciszył strach, że dalej już nie da się ruszyć
Że już czas dać odpocząć zmęczonym nogom.
Dał poczucie spokoju i sytości drogą
Uciszył strach, że dalej już nie da się ruszyć
Że już czas dać odpocząć zmęczonym nogom.
Zostanę więc i golić się od dzisiaj będę wiatrem
W kapliczce starej, zębem czasu nadgryzionej
Podumam sobie i popatrzę, kto wędruje traktem
Spokojnie siedząc na ławie, ku nicości pochylonej.
W kapliczce starej, zębem czasu nadgryzionej
Podumam sobie i popatrzę, kto wędruje traktem
Spokojnie siedząc na ławie, ku nicości pochylonej.
[MVR]
wierszem do mnie mów
OdpowiedzUsuńmów wierszem
w magię znaków
zamień myśli Swe najgłębsze
zaplecionych w warkocze liter słów
tak łatwo nie rozwieje wiatr
i może zachowasz odczuć tęczę
gdy na pamięci czas odciśnie swój ślad...
Paulina Czeredys
Pozdrawiam serdecznie:))