piątek, 4 marca 2016

Drewniany Świątek

W trakcie niedawnego pobytu w Zakopanem zdarzyło mi się zajrzeć do kilku pracowni, gdzie prezentowane były różnego rodzaje prace. Byłem również w pracowni miejscowego rzeźbiarza, którego nazwiska niestety nie zapisałem. Oglądając jego prace, podziwiając w jaki sposób z kłody drewna wprawnymi ruchami wydobywa różne postacie, przypomniałem sobie czasy wędrówek po górach. Po Beskidzie, po Karkonoszach, po różnych zakamarkach. Zmęczenie dawało się we znaki z każdym kolejnym podejściem, z każdą halą pokonaną z poczuciem wolności. Czas na odpoczynek przychodził gdzieś w zagubionym schronisku. A na szlaku przystawało się tylko na chwilę … by uspokoić bijące ponad normę serce, by nacieszyć oczy wspaniałym  widokiem, by od czasu do czasu przystanąć przy starej kapliczce i pomodlić się czy przynajmniej podumać ...

 Czekał na mnie drewniany Świątek

Na rozdrożu dróg, wśród czerwonych maków
Gdzie zmęczony życiem dotarłem w piątek
W kapliczce starej, nadgryzionej zębem czasu
Czekał na mnie zmartwiony, drewniany Świątek.

Pomarszczona twarz, ogolona wiatrem
Oczy mądre, w horyzontu kres wpatrzone
W kapocie pranej wiosennym deszczem
Przysiadł na ławie, ku nicości pochylonej.

Nad czym tak dumasz święty Ojczulku ?
Czym się martwi twe drewniane serce ?
Co sprawiło, że zastygłeś w świętym bezruchu ?
Czy można jakoś zaradzić dręczącej Cię rozterce ?

Pytań śmiało upartych miałem znacznie więcej
Zamilkłem jednak, zniechęcony świętym milczeniem
Za drogę przebytą, pacierz wyszeptałem w podzięce
I prośbę by los na Ojczulka i na mnie miał baczenie.

Czy mi się zdało, czy faktycznie na tą prośbę
Święte zmarszczki lekko zadrgały w uśmiechu
A może to zachodzące słońce śląc dobrą wróżbę
Promieniami ostatnimi dodało zmarszczkom ruchu.

Za świętym przykładem, podumać usiadłem
Spojrzałem na mapę szlaków już zdeptanych
Szukając odpowiedzi, gdzie jeszcze nie jadłem
Z talerza pytań odważnych a dziwnie niezadanych.

Tak zastał mnie zmrok i noc gwiazdami usłana
Pełna snów całkiem pogmatwanych
Męczących duszę wspomnieniami do rana
Z przeświadczeniem końca czasów dawnych.

Mokry od rosy poranek, zmył smutki mojej duszy
Dał poczucie spokoju i sytości drogą
Uciszył strach, że dalej już nie da się ruszyć
Że już czas dać odpocząć zmęczonym nogom.

Zostanę więc i golić się od dzisiaj będę wiatrem
W kapliczce starej, zębem czasu nadgryzionej
Podumam sobie i popatrzę, kto wędruje traktem
Spokojnie siedząc na ławie, ku nicości pochylonej.
                                                                            [MVR]

1 komentarz:

  1. wierszem do mnie mów
    mów wierszem
    w magię znaków
    zamień myśli Swe najgłębsze

    zaplecionych w warkocze liter słów
    tak łatwo nie rozwieje wiatr
    i może zachowasz odczuć tęczę
    gdy na pamięci czas odciśnie swój ślad...


    Paulina Czeredys

    Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń