poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Wyprawy dalekie i bliskie ...



„Jedną drogą Ty, drugą drogą ja
A przez drogę tylko jeden most
Pod tym mostem wiatr swoją bazę ma
Warto więc zatrzymać się na noc.

Ile nocy prześpiewanych aż po świt
Ile ognisk aż po brzask
Ile zwrotek zapamiętasz przez te dni
Schowaj w sercu ruszać czas” …
                                                            [A.Perzyński]

To fragment piosenki, którą znam od lat, która towarzyszyła mi w wielu wyprawach, na wielu obozach, rajdach … oddawała sens tamtych chwil. Tymczasem tegoroczny urlop mija mi właśnie na krótkich porannych wyprawach i długich próbach przetrwania codziennego skwaru. No cóż, taki nam się w tym roku zdarzył klimat.

Wyprawy dalekie i bliskie. Na dalekie mam nadzieję przyjdzie jeszcze czas. O dalekiej wyprawie szlakiem św. Jakuba do Santiago de Compostela na razie tylko gadam z tymi, którzy chcą lub nie chcą posłuchać. Może z tego gadania urodzi się iskra, która da początek. Wiadomo, nie da się po prostu wsiąść na siodełko roweru i porwać się na podbój dalekiego świata. To logistyka, czas, finanse … a może ja przesadzam … czytając liczne relacje  w necie, można by pomyśleć, że to tylko kwestia chęci ? No to chęci mam przeogromne … ha ! czyli mamy dobry początek :) , a teraz pora pomyśleć o pozostałych sprawach.

Tymczasem uskuteczniam wyprawy bliskie. I uwierzcie, to też może być fajne. Okazuje się, że to co „poblisku”, w zasięgu ręki, też jest fascynujące, ciekawe, czasami zaskakujące. Tyle lat jeździło się na działkę do babci i w sumie znało się tylko drogę tam i z powrotem. Działka leży nad Zalewem Pławniowickim, na terenie gminy Rudziniec. Wielokrotnie siedząc wieczorem na kei, obserwując słońce zachodzące za pobliskimi wzgórzami, człowiek zastanawiał się, cóż właśnie za nimi się kryje. A potem, jak zwykle wsiadało się do samochodu i jak najkrótszą drogą wracało się do domu. W tym roku, planując wakacyjny pobyt w Pławniowicach, postanowiłem znaleźć odpowiedzi na to pytanie. W planie miałem całodniowe wycieczki w różnych kierunkach, ale tegoroczne upały skorygowały moje plany do krótkich, niemniej intensywnych porannych wypraw. Nic to i tak warto. Świat dopiero się budzi, rześkie powietrze wypełnia płuca, pęd wiatru we włosach, szum opon zmieniający się w zależności od podłoża po którym się jedzie, tysiące zapachów nieznanych mieszczuchowi, widoki cieszące oczy i serce i wolność wyboru … teraz skręcam tu, a za chwilę tam …



Kilometraż niewielki … najkrótsza pętla jak na razie miała 12 km, najdłuższa 36 km, ale tu nie o to chodzi by „wydeptać” jak najwięcej, tylko by móc pojechać, zobaczyć, przeżyć …
No i oczywiście uchwycić momenty w migawce aparatu.

Gdzie byłem, co zobaczyłem? Nie będą to chronologicznie poukładane relacje, ot takie sobie migawki, chociażby pierwsza krótka wyprawa wzdłuż Kanału Gliwickiego, przez Taciszów do Pławniowic, gdzie w parku przy Pałacu Ballestrem’ów, próbowałem „upolować” czaplę.

Kilka zdań o samym tzw. Zespole Pałacowo Parkowym w Pławniowicach.





 Niewątpliwie jest to wspaniałe miejsce, niezwykle malownicze, sam Pałacyk jest uznawany za „architektoniczną perełkę”, a przylegający do Pałacyku park zachwyca o każdej porze roku. Ponoć początki Pławniowic da się udokumentować już od 1317 roku. Po zajęciu Śląska przez Prusy, w 1737 roku ziemię w Pławniowicach zakupił Franciszek Wolfgang von Stechow – ówczesny pierwszy starosta powiatu gliwicko-toszeckiego. W roku 1798 majątek przejmuje hrabia Karol Franciszek von Ballestrem, którego matką była Maria Elżbieta Augusta von Stechow, a ojcem Giovanni Battista Angelo Ballestrero, oficer wojska pruskiego pochodzący z Piemontu (Włochy) - protoplasta śląskiej linii rodu Ballestrem. Od tego czasu, aż do stycznia 1945 r. dobra pławniowickie wraz z pozostałymi rudzko-biskupickimi pozostawały w rękach rodziny Ballestrem, która Pławniowice obrała sobie za swą rodową siedzibę wznosząc tu w latach 1882-1885 wspaniały pałac. Po wojnie pałac został przekazany do dyspozycji władz kościelnych. W chwili obecnej w kompleksie tym działa Ośrodek Edukacyjno-Formacyjny Diecezji Gliwickiej. Informacje te zasięgnąłem ze strony internetowej poświęconej obiektowi – www.palac.plawniowice.pl – gdzie znajdziecie jego dokładną historię, piękne zdjęcia, informacje dotyczące możliwości jego zwiedzenia. Polecam, gdybyście byli w pobliżu, skorzystajcie i odwiedźcie to miejsce, bo warto. Prosty dojazd z autostrady A4.

A wracając do mojej pierwszej wyprawy … no cóż, z wielu wcześniejszych wizyt w Pławniowicach wiedziałem, że warto zajrzeć do parku i zobaczyć stary drzewostan, usiąść na ławeczce i wsłuchać się w odgłosy świata, z którymi mieszczuch nie ma nacodzień styczności. Ale tym razem zdarzyła mi się gratka. Nad parkowym stawikiem buszowała sobie młoda czapla. Wiecie pewnie jak płochliwy to ptak, wiec trudno było się do niej zbliżyć. Stąd może moje zdjęcia nie są zbyt artystyczne (to nie profesjonalny sprzęt a i umiejętności też amatorskie), ale radości z tych kilku ujęć co nie miara. Czapla polowała (chyba bardziej poprawnie byłoby – łowiła) na małe rybki w parkowym stawiku, a ja polowałem na czaplę :) . Wspaniale było ją obserwować, jak porusza się z gracją, delikatnie, powoli jakby w zwolnionym tempie, skradała się do lustra wody. Potem na dłuższą chwilę zamierała w bezruchu, by gwałtownym ale zarazem zgrabnym ruchem uderzyć dziobem w wodę, z której wyławiała rybkę po rybce. Nie wiem czy było by nadużyciem przyrównać jej ruchy do baletu, chyba nie, chyba naprawdę był to w pewnym sensie rodzaj ptasiego tańca. Fantastyczne ...

Wyprawa krótka ale pełna wzruszeń. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz