Kiedy spojrzy się za okno, na skąpany w deszczu świat i na termometr na którym jest słupek rtęci urósł tylko do piątej kreski powyżej zera, to trudno uwierzyć, że ostatni weekend był tak fantastyczny, pogodny, ciepły ...
Wracam więc na chwilę do niedzielnego poranka, kiedy to świat pomalutku budził się do życia, a ja nie mogąc wyleżeć w łóżku wybrałem się na spacer do lasu.
Pytacie jak było? no tak po prostu jak w tych słowach i obrazach ...
Jesienny spacer o
poranku
Cisza tulona mgłami słodko dzwoni w uszachKluczem dzikich gęsi otwiera ktoś drzwi poranka
Słońce w codzienną wędrówkę wydaje się ruszać
Polne kwiaty usychają w splecionych nocą wiankach.
W mokrych kałużach przeglądają się smukłe sosny
Na ścieżkach ktoś barwne dywany poukładał z liści
Krasnalom przybyło grzybowych domków radosnych
Obok pająk zmarznięty suszy przemoczone rosą sieci.
Jesień nieśmiało próbuje czarodziejskiej palety
Barwiąc nam świat żółcią, czerwienią i brązem
Słońce te barwy promieniami zaplata w bukiety
A ja tym porankiem dzielę się z zaspanym kretem.
Na ścieżkach ktoś barwne dywany poukładał z liści
Krasnalom przybyło grzybowych domków radosnych
Obok pająk zmarznięty suszy przemoczone rosą sieci.
Jesień nieśmiało próbuje czarodziejskiej palety
Barwiąc nam świat żółcią, czerwienią i brązem
Słońce te barwy promieniami zaplata w bukiety
A ja tym porankiem dzielę się z zaspanym kretem.